- Po co się tak męczyć? Po co właściwie to robisz?
- Na rowerze jeżdżę właściwie od zawsze. Lubię się włóczyć, a pedałowanie daje wolność - po prostu wsiadasz i jedziesz. Jesteś niezależny i zapominasz o całym świecie.
- Jak to się u Ciebie zaczęło?
- Wiele lat temu startowałam w kategorii MTB, czyli krótszych wyścigów o profilu górskim. Potem pojawiły się dzieci, a po czterdziestce… zaczęłam jeździć ultra.
- Co to znaczy, że jeździ się ultra?
- Są różne definicje. Jedni zwracają uwagę na dystans do pokonania (co najmniej 1000 km), inni, że to taka trasa, w trakcie której trzeba zaliczyć noc. Mniejsza z definicjami.
- A jak to jest zaliczyć noc na rowerze?
- Na przykład pojawiają się różne kryzysy, wspominam rajd ze Świnoujścia, z promu do Ustrzyk, przez całą Polskę. 1000 km w 42 godziny, a w 20… zmęczenie, zimno, głód, środek nocy. Na szczęście po zjedzeniu śniadania przeszło, a w 38 godzinie pojawił się smutek, bo coś się kończyło. Oczywiście miałam ochotę pojechać z powrotem.
- Jak ci poszło w tym wyścigu?
- Oczywiście wygrałam. Byłam pierwsza wśród kobiet i trzynasta czy szesnasta w klasyfikacji generalnej, już nie pamiętam. Nie ma co rozpamiętywać, trzeba się koncentrować na przyszłych celach. Tak samo w kwestii dyskomfortu - jeśli skoncentrujesz się na tych złych rzeczach, zmęczeniu, wysiłku, pogodzie, to zwątpisz. Trzeba mieć do tego głowę.
- Jest ciekawie po drodze?
- Bardzo. Polska jest naprawdę ciekawa, ciągle się zmienia, nie ma monotonii.
- A teraz przed tobą 3600 kilometrów.
- No ale mamy na to aż 12 dni, a 300 kilometrów dziennie to nie jest jakiś niesamowity wyczyn. Zresztą liczę, że zrobię to szybciej, szkoda czasu chłopaków z mojego supportu.
- No właśnie. Jak to wygląda od kuchni?
- Od kuchni to wygląda tak, że ja tylko jadę, a chłopaki gotują i ogarniają wszystkie inne sprawy, spanie po drodze itd. Posiadanie wsparcia w postaci grupy technicznej jest jednym z wymogów Race Around Poland, i dobrze, bo to daje komfort i bezpieczeństwo na trasie. Support stworzą mój przyjaciel oraz znajomy pasjonat fotografii, więc będziemy mieli na bieżąco doniesienia z trasy i ładne zdjęcia. Znamy się od 22 lat, więc wytrzymamy te 3600 km.
- Pamiętasz swój pierwszy ultramaraton?
- Tak, pojechałam kiedyś na konferencję z pracy i zabrałam rower, żeby sobie pojeździć.
- Pewnie pojechałaś tam na rowerze.
- Nie, tylko wróciłam (śmiech). No więc pojechałam na tę konferencję i traf chciał, że przy stoliku siedziało dwóch panów, zaprosili mnie do siebie jako rowerzystkę. Jakoś temat zszedł na jazdę długodystansową, mówię, że nigdy nie przekroczyłam 300 km, bo się bałam. A że oni reprezentowali Szczeciński Team Rowerowy Gryfus, to od razu zadzwonili do organizatora wyścigu Piękny Zachód. Mówią, że mają taką osobę, ale się boi jeździć po zmroku. Wystartowałam, trasa wiodła przez okolice Zielonej Góry, Karpacza, Szklarskiej Poręby… Przejechałam w 19 godzin i…
- Pewnie wygrałaś.
- Tak, wygrałam ten wyścig.
- Jak twoja rodzina reaguje na twoje starty?
- Mam od nich wsparcie, a nawet podziw od dzieci. Córka też jeździ na szosie - właściwie to ona mnie zaraziła, a ja kupiłem rower szosowy, żeby jej towarzyszyć. Mam od nich niesamowite wsparcie.
- Wróćmy do wyścigu, z powodu którego się spotkaliśmy. Którędy będzie prowadził?
- Jedziemy z Warszawy do Warszawy i robimy pętlę wokół Polski, po granicach. Najpierw kierujemy się na wschód, a później na południe. Nie mogę przyznać, ile trenuję, bo w porównaniu z innymi jeżdżę dość mało - znam chłopaków i dziewczyny, którzy już przejechane po kilkanaście tysięcy kilometrów w tym roku.
- Będzie trudno?
- Na pewno, ale nie można o tym myśleć - trzeba po prostu czerpać frajdę z jazdy na rowerze. Nastawiać się, że będą upały, burze, mieć nastawienie do jazdy w każdą pogodę.
- Życzymy powodzenia!
Rozmawiał Dominik Łaciak
Napisz komentarz
Komentarze