Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 4 stycznia 2025 11:28
PRZECZYTAJ!
Reklama

Pamiętamy!

Grudzień to nie tylko miesiąc świętowania i rozdawania prezentów, ale także czas pamięci. Minęły 43 lata, kiedy hunta generała Wojciecha Jaruzelskiego wypowiedziała wojnę narodowi i ogłosiła stan wojenny. Nie poszło im jednak łatwo. Wybuchły strajki, a oczy całej Polski były skierowane na Śląsk. Stanęły kopalnie, a wśród nich Piast i Ziemowit. Na naszej, bieruńsko-lędzińskiej ziemi odbył się najdłuższy strajk stanu wojennego i w całej historii powojennego górnictwa.

Każdy z podziemnych strajków w kopalniach Piast i Ziemowit trwał dłużej niż np. pierwsze powstanie śląskie, a pod względem liczby osób bezpośrednio zaangażowanych w te wydarzenia, również niewiele ustępują one powstaniu. To jeden z bardzo ważnych elementów historii Śląska. Historia tych wydarzeń jest niezwykła i naprawdę zasługuje na opowiadanie jej całej Polsce.

katowicki oddział IPN

Tak jak w wielu śląskich zakładach pracy pierwszą iskrę do protestu wywołało zatrzymanie liderów „Solidarności”. 14 grudnia na masówce w cechowni Piasta wygwizdano dyrektora usiłującego przemawiać do górników. Następnego dnia rozpoczął się podziemny protest. Ponieważ do zmiany, która nie opuściła kopalni, dołączyła kolejna, pod ziemią znalazło się niemal tysiąc osób. Do kolegów z poziomu 650 - po ryzykownym przejściu po drabinach - dołączyli górnicy z poziomu 500, a po nich kolejni z następnej zmiany. Wszyscy zostali rozlokowani po całej kopalni. Funkcjonowała dystrybucja żywności, a oddziały utrzymywały między sobą lokalną łączność. 

Kiedy na dole znalazło się już dwa tysiące osób, dyrekcja zablokowała szyb zjazdowy.

Strajkujących to nawet ucieszyło, bo większa ich liczba nie miałaby się już gdzie zmieścić. A lekko nie było. Bez ciepłych napojów, toalety, o chlebie - dzięki kolegom z góry, często przyjeżdżającym z pomocą nawet z odległych miejscowości - i wodzie z rurociągu pożarowego. Przesyłaną przez dyrekcję gorącą zupę odsyłali w obawie przed otruciem. Spali na wilgotnych deskach, człowiek przy człowieku. A mieli przecież alternatywę. W każdej chwili ten, kto chciał się wycofać, mógł wyjechać na powierzchnię. Najpierw organizowali podziemne wieczory kabaretowe. Potem były już głównie modlitwy, w których uczestniczyli przepuszczani na dół księża. Dzięki nasłuchowi Radia BBC dowiedzieli się o pacyfikacjach innych zakładów, a 16 grudnia o dramacie kopalni Wujek, gdzie siepacze Jaruzelskiego zastrzelili 9 górników.

Od pierwszych chwil buntu ludźmi targały niesamowite emocje.

W momencie, w którym dowiedzieli się, że strajkujący z kopani Wujek zostali rozstrzelani, pojawił się też strach. Pozwalano żonom górników rozmawiać ze strajkującymi telefonicznie, by namawiały ich do wyjazdu na powierzchnię. Gdzieś mimochodem padały słowa o możliwości zalania kopalni razem z ludźmi lub użyciu gazu paraliżującego. Dzień przed Wigilią wstrzymane zostały dostawy żywności. Górnikom nie pozwolono również na wymianę zużytych lamp. Życie pod ziemią stawało się coraz trudniejsze. Wigilia była dniem krytycznym. Był kawałek śledzia i suchy chleb. Górnicy powtarzali wtedy życzenia, żeby to była „ostatnia taka Wigilia w ich życiu”. W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia górnicy zaczęli rozważać przerwanie strajku. 28 grudnia o godzinie 18.00 ostatni strajkujący opuścili poziom 650 metrów. O kilka dni krócej - do świąt Bożego Narodzenia - trwał strajk w kopalni Ziemowit w Lędzinach. Wielu uczestników musiało ponieść konsekwencje działań.

Dyscyplinarnie zwolniono około tysiąca osób.

Z dokumentów odnalezionych po latach wynika, że komunistyczne władze planowały pacyfikację kopalń. Przygotowano szczegółowe plany interwencji milicji i wojska, a także użycia wozów bojowych i broni palnej. Prawdopodobnie fakt strajkowania pod powierzchnią ziemi uniemożliwił te plany i sprawił, że górnicy uniknęli losu zabitych kolegów z kopalni Wujek.

Rondo im. Strajku Górników KWK „Piast” 1981 w Bieruniu przechodzi metamorfozę. Trwa wycinka i karczowanie zieleni będącej w złym stanie fitosanitarnym. Na wiosnę rondo zostanie obsiane trawą, a w drugiej połowie roku rozpoczną się kolejne prace modernizacyjne.

 

Legendarną i kultową pieśnią czasu stanu wojennego była „Ostatnia szychta na KWK Piast” w przejmującym wykonaniu Jana Krzysztofa Kelusa. Tekst napisał Jan Michał Zazula (stano-wojenny pseudonim Jakub Broniec), poeta, a zarazem fizyk, polarnik i alpinista, który zginął w 1997 r. pod lawiną na francuskim zboczu Mont Blanc. 

„Ostatnia szychta na KWK Piast”

Wyjeżdżajcie już chłopcy od Piasta 
pora chłopcy, opuścić tę dziurę 
baby płaczą, napiekły wam ciasta 
złota klatka uniesie was w górę. 
Wyjeżdżajcie, już szychta skończona
pielęgniarki, lekarze są w szatni 
porozwożą was SUKI po domach
mają wszystkich, wasz szyb jest ostatni. 
Pan pułkownik wyciągnie sam rękę, 
gdzieś w kantorku bulgoce już czajnik, 
żona z Wujka ma czarną sukienkę, 
a poza tym jest „wreszcie normalnie”. 
Śpijcie w domu spokojnie do rana
nikt nie będzie się z wami targować.
Jutro druga pojedzie w dół zmiana 
trza fedrować, fedrować, fedrować! 
Ze dwunastu nie wróci górników 
czterech zniknie, trzech stanie przed sądem.
Trzech oplują wieczorem w Dzienniku, 
dwaj są nie stąd, a reszta jest z rządem. 
Władza w nasze przebrana mundury
i bandyci przebrani za władzę 
znów na Placu Defilad u góry 
na przysięgę żołnierzy prowadzą. 
Honor tylko jest nasz solidarny 
bryłą węgla zaś polskie sumienie. 
Wam już czas... wyjeżdżajcie z kopalni! 
Wolna Polska zepchnięta w podziemie. 
Ład i praca i spokój na górze 
pojedyncze są jeszcze przypadki... 
Wolny kraj! Co was trzyma w tej dziurze? 
Czas się zbierać, czas wracać do klatki.


Podziel się
Oceń

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama