Każda strategia rozwoju jest specyficznym dokumentem. Trzeba go przygotować bardzo dobrze albo wcale. Planowanie na pół gwizdka nie ma sensu, bo to stracony czas i pieniądze. Samorządy powinny mieć strategie rozwoju. I najlepiej, aby do opracowania takiego dokumentu sięgnąć po zewnętrznych ekspertów. Takie usługi świadczą, m.in. naukowcy z wyższych uczelni, wyspecjalizowane think-tanki oraz instytuty badawczo-doradcze.
Taką drogą poszedł Bieruń.
W sprawie nowej strategii miasto zorganizowało debatę online. Wzięło w niej udział ponad 40 osób, co należy uznać za duży sukces, bo aktywność społeczna nie jest wyznacznikiem współczesnych czasów. Za opracowanie nowej strategii dla Bierunia odpowiada prof. Aleksander Noworól z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w architekturze, urbanistyce oraz zarządzaniu rozwojem terytorialnym. Ze strony Urzędu prace nadzoruje naczelnik Wydziału Nieruchomości Łukasz Odelga. Bierunianin, radny powiatowy, sprawujący po raz kolejny, po kilku letniej przerwie funkcje nieetatowego członka Zarządu. Jest to człowiek znający Bieruń i jego problemy. Miasto zapłaciło za opracowanie strategii 50 tys. zł. Taniej być nie może, jeśli autorzy poważnie podchodzą do swojej pracy. Przygotowanie samej dokumentu poprzedzają miesiące badań, analiz, wywiadów. Bieruniowi zależy na dobrej strategii, bo nadchodzą trudne czasy związane z likwidacją górnictwa. Miasto musi wiedzieć, co robić, aby wyjść z transformacji energetycznej obronną ręką. Już dotychczasowe efekty prac nad strategią są ciekawe. Wynika z nich, że jednym z przykładowych problemów miasta, to liczba prywatnych przedsiębiorców oraz małych i średnich firm. W tych statystykach Bieruń wypada słabo, bo poniżej średniej krajowej i wojewódzkiej. Podczas debaty online rozmówcy byli zgodni, że jest to efekt działania dużych zakładów pracy, w tym głównie kopalni. Osłabia to oddolną inicjatywę gospodarczą, ponieważ – na razie – pracy w powiecie jest dość. Wśród innych problemów Bierunia warto wspomnieć o słabej sytuacji demograficznej i problemach z pozyskiwaniem nowych mieszkańców. Są też pozytywne sygnały. Bieruń plasuje się wysoko w rankingach polskich miasta. Prezes tyskiej Strefy Ekonomicznej, Ewa Pordzik, mówi wprost o wzorcowej współpracy w zakresie pozyskiwaniu inwestorów. W bieruńskiej części strefy pracuje już dwa tysiące ludzi, choć powstała zaledwie dekadę temu. Plusem jest również spory wzrost budżetu miasta, bo aż o kilkadziesiąt milionów złotych w ciągu kilku lat. Autorzy strategii podkreślają wyjątkową jak na miasto tej wielkości infrastrukturę sportową, ścieżki rowerowe i przestrzeń publiczną
W tym samym czasie trwają prace nad nową strategią Lędzin.
Choć nie jest to do końca pewne, czy o Lędziny chodzi. Prezentacja strategii wywołała spore poruszenie podczas sesji rady miasta. Radni nie kryli oburzenia, a na sali padło sporo mocnych słów pod adresem burmistrz Krystyny Wróbel i podległych jej pracowników. Czy jest się czemu dziwić skoro w strategii można przeczytać, że centrum Lędzin leży 3 kilometry od Stawów Brzeszczańskich (tzw. Nazieleńce w Brzeszczach). Raczej nie może to być błąd wynikający z niewiedzy na temat topografii najbliższej okolicy. Bardziej można uwierzyć, że lędzińska strategia jest kopią dokumentu przygotowanego dla innego miasta, a feralny akapit znalazł się na skutek operacji kopiuj-wklej. Prawdziwą zagadką pozostaje, jakim cudem nikt tego zauważył w magistracie? Inaczej niż w Bieruniu strategii nie referował Wydział Architektury czy Gospodarki Przestrzennej, ale Wydział Edukacji. Czy to jest efekt tego, że wieloletnia naczelniczka wydziału gospodarczego, lędzinianka, odeszła z urzędu po 20 latach pracy? Nieoficjalnie mówi się, że powodem tej rezygnacji była atmosfera panująca w magistracie. Nowa naczelnik nie mieszka w Lędzinach. Stanowisko piastuje od niedawna, a wcześniej związana była zawodowo z miejscowością oddaloną od Lędzin o ponad 40 kilometrów. Czy ktoś taki zna na tyle wystarczająco miasto by nadzorować prace nad strategią rozwoju? Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że Lędziny na sporządzenie strategii przeznaczyły ok. 12 tys. zł. Czy za taką kwotę można stworzyć kluczowy dokument dla miasta?
Przy tworzeniu strategii zostały pominięte stowarzyszenia lokalne, radni powiatowi i mieszkańcy.
Nie było żadnej kampanii informacyjnej, ani publicznych dyskusji. Burmistrz Krystyna Wróbel uznała, że zamiast konsultacji społecznych wystarczy krótki wpis w Biuletynie Informacji Publicznych. Kto czyta BIP? Władze Lędzin postanowiły zaoszczędzić na strategii, ale osiągnęły odwrotny efekt. To nie jest oszczędność, ale pieniądze wyrzucone w błoto.