Reklama
Póki walczymy o normalność w Europie jesteśmy zwycięzcami
Rozmowa z Izabelą Kloc, posłem do Parlamentu Europejskiego
- 23.12.2020 07:09
– Cytując klasyka, czy widmo komunizmu krąży nad Europą?
– Kilka lat temu takie pytanie można by uznać za intelektualną prowokację. Dziś należy je potraktować poważnie i niestety odpowiedzieć twierdząco, choć nie jest to widmo komunizm, lecz raczej neokomunizmu.
– Jest jakaś różnica?
– Jest i to dosyć zasadnicza. Abstrahując od tragicznych skutków rządów komunistycznych, system ten w pierwotnej postaci odwoływał się do nierówności społecznych. Natomiast współczesnych neokomunistów nie interesują biedni i bogaci. Ich rewolucja ma inne podłoże ideowe.
– LGBT, klimat i uchodźcy?
– Mniej więcej tak, choć dopiero kumulacja tych wątków tworzy mieszankę wybuchową, która może wysadzić świat, jaki znamy i akceptujemy.
– Aż tak źle?
– Źle, bo to wszystko dzieje się w najtrudniejszym i najgorszym z możliwych momentów. Neokomuniści wykorzystują strach przed pandemią jako katalizator zmian, bo niepewność jutra sprzyja wszelkiej maści wizjonerom, licytującym się na demagogiczne i rewolucyjne hasła.
– Kim są „neokomuniści”?
– Ta kategoria stała się ostatnio bardzo pojemna, a granica identyfikacji wyjątkowo płynna. Liderami kursu, który ma nas prowadzić do nowego, „lepszego” świata są zieloni, liberałowie i lewica. Ale to nie jest niespodzianka. Oni się z tym nigdy nie kryli, że chcą przebudować świat po swojemu. Natomiast bardzo niepokojąca jest uległość sił, które powinny stać na straży dotychczasowego, naturalnego porządku.
– Kogo ma Pani na myśli?
– Największym rozczarowaniem jest kapitulancka postawa Europejskiej Partii Ludowej. Jest to największa grupa w Parlamencie Europejskiej, do której należy, m.in. niemiecka chadecja. Teoretycznie, powinni się opierać na chrześcijańskich fundamentach ideowych. W praktyce ulegają i wpisują się w lewicowy, propagandowy przekaz.
– Czego się boją?
– Opiszę sytuację, której byłam świadkiem. Działo się to na początku wiosennej fali koronawirusa. Parlament Europejski został zamknięty dla gości z zewnątrz. Odwołałam kilka spotkań, a moja frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów musiała przeprosić przywódcę jednego z krajów afrykańskich, który wybierał się do nas z wizytą. Tylko dla jednej osoby uczyniono wyjątek. Bez przeszkód, z pełną pompą i całym tabunem dziennikarzy „zaszczyciła” nas swoją obecnością Greta Thunberg. Było to śmieszne, ale i upokarzające widowisko. Wokół zmanierowanej i znudzonej nastolatki w bluzie z kapturem i plastikową butelką wody w ręce, kłębił się tłum eleganckich, nadskakujących i podekscytowanych unijnych polityków. Królowa angielska chyba nie wywarłaby na nich takiego wrażenia.
– Głos młodego pokolenia jest ważny.
– Oczywiście, że jest ważny, ale młodych ludzi trzeba edukować i uczyć odpowiedzialności. Dla nich walka o klimat jest elementem mody, buntu i pokoleniowej frustracji. Dla większości ludzi stawka jest jednak wyższa. Nieudana transformacja energetyczna oznacza społeczną i gospodarczą katastrofę dla wielu państw i regionów. Na tym polega szaleństwo współczesnego świata, że wszyscy martwią się grymasem na twarzy Grety, ale niewielu obchodzi los setek tysięcy polskich górników, których miejsca pracy są zagrożone. Politycy ze strachu, że zostaną źle przedstawieni w mediach, zaczęli mówić językiem ekologicznych aktywistów. Nawet jeśli myślą inaczej, obawiają się łatki „klimatycznych sceptyków”, a w unijnej nowomowie jest to stygmatyzujące określenie. Ta narracja zwycięża i przekłada się na konkretne decyzje podejmowane w Brukseli.
– Rację miał premier Orban, że jeśli Unia Europejska nie zejdzie z tego kursu to stanie się drugim Związkiem Radzieckim?
– To już się dzieje. Gospodarka krajów komunistycznych rozwijała się według systemu nakazowo-rozdzielczego. Unia Europejska działa podobnie, politycznymi dekretami stymulując rozwój wybranych branż, a inne skazując na degradację. W bloku wschodnim debatę publiczną regulowała cenzura. Jej odpowiednikiem w Unii Europejskiej stała się poprawność polityczna, która skutecznie sparaliżowała dyskusję na tematy niewygodne dla lewicowej, unijnej większości. Kto jest szefem prestiżowej, europarlamentarnej Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych? Juan Lopez Aquilar, hiszpański radykał i komunista, który zostawił w swoim kraju zgliszcza w systemie prawnym, kiedy kierował resortem sprawiedliwości. Teraz ten człowiek stał się wyrocznią przy ocenie jakości demokracji w Polsce.
– W jakim kierunku – Pani zadaniem – zmierza Unia Europejska?
– Rysują się dwa scenariusze – negatywny i pozytywny. Jeżeli sprawy potoczą się źle, lewica podporządkuje sobie wszystko, ale ludzie w dłuższej perspektywie tego nie zniosą. Po latach może dojść do odbicia w druga stronę, ale pamiętajmy, że rewolucjonistów mogą odsunąć od władzy tylko jeszcze bardziej zradykalizowani rewolucjoniści. Wolę nie rozwijać tego wątku, bo wciąż liczę na to, że Europejczycy się opamiętają i nie ulegną populistycznej, demagogicznej, lewicowej iluzji. W Unii Europejskiej jest wielu strażników normalności. Zaliczam do nich frakcję Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w Parlamencie Europejskim, a na poziomie rządowym kraje Grupy Wyszehradzkiej, która w wielu sprawach może liczyć na sojuszników spośród innych państw członkowskich. Obrona normalności w Unii Europejskiej stała się w ostatnich czasach wyjątkowo trudnym zadaniem, ale trzeba o nią walczyć, bo póki walczymy jesteśmy zwycięzcami.
– Dziękuję za rozmowę.