Czy nam to się podoba czy nie kopalnia Piast-Ziemowit jest największym pracodawcą w naszym powiecie, a podatki z tego źródła stanowią poważną część dochodów Bierunia i Lędzin. Te dobre czasy mogą się skończyć szybciej, niż przypuszczamy. Wszystko z powodu polityki klimatycznej Unii Europejskiej, która ma coraz mniej wspólnego z troską o środowisko.
Planowane przez Unię Europejską rozporządzenie o ograniczeniu emisji metanu należy do najbardziej gorących tematów w polskich mediach. Jeśli te przepisy wejdą w życie ucierpi narodowa gospodarka, a śląskie górnictwo otrzyma cios, po którym może się nie podnieść. Bruksela chce wprowadzić normy emisyjne, którym w Polsce mogą sprostać jedynie trzy niemetanowe kopalnie. Restrykcyjne przepisy, dopuszczające emisję 5 ton gazu na tysiąc ton wydobytego węgla, miałyby wejść w życie w 2027 roku. Nie oznacza to, że pozostałe kopalnie, w tym Piast-Ziemowit, dostaną wtedy nakaz zamknięcia.
Unia Europejska załatwia takie sprawy w białych rękawiczkach.
Po prostu dostosowanie infrastruktury do proponowanych wymogów byłoby w tak krótkim czasie niemożliwe, a kary idące w miliardy złotych zrujnowałyby Polską Grupę Górniczą i inne spółki wydobywcze.
Nikt w Polsce nie neguje konieczności redukcji gazów cieplarnianych, do których należy metan. Chodzi jedynie o to, aby unijne ustawodawstwo nie wyprzedzało, lecz szło w parze z rozwojem technologii. Polskie ośrodki badawcze mogą pochwalić się sporymi osiągnięciami, jeśli chodzi o rozwiązania ograniczające emisję metanu. Obiecująco wyglądają, m.in. prace konsorcjum AGH-PWR-UMCS, Instytutu Inżynierii Chemicznej w Gliwicach czy firmy Profile. Potrzebujemy jednak więcej czasu i przede wszystkim pieniędzy. Tymczasem Unia Europejska jednego i drugiego nie chce nam dać.
Swoją drogą ten niezwykły pośpiech Brukseli, jeśli chodzi o tempo ograniczania emisji metanu, jest bardzo zastanawiający by nie powiedzieć: podejrzany.
Neutralność klimatyczną Unia Europejska ma osiągnąć w 2050 roku. W Polsce zaś obowiązuje umowa społeczna zawarta między rządem a związkami zawodowymi zakładająca zakończenie stopniowej likwidacji kopalń do 2049 roku (2035 - Piast i 2037 - Ziemowit). Oznacza to, że metan z naszego górnictwa nie jest żadną przeszkodą w realizacji celów unijnej polityki klimatycznej. Mimo to Bruksela narzuca takie tempo walki z metanem, że polskie kopalnie znajdą się pod ścianą już za cztery lata. Być może w tych działaniach jest też drugie dno. Mało się mówi o tym w mediach, ale kilka firm na świecie oferuje gotowe i bardzo kosztowne technologie umożliwiające spełnienie tych wyśrubowanych norm.
Liderem na tym rynku jest niemiecki koncern Dürr Megtec.
Oficjalnie nikt tego nie powie, ale cały projekt rozporządzenia metanowego może niewiele mieć wspólnego z troską o klimat, a być jedynie elementem gospodarczej walki o rynkową dominację. Sprawa jest o tyle bulwersująca, ponieważ w Parlamencie Europejskim sprawozdawcą rozporządzenia metanowego jest niemiecka europosłanka z ramienia Zielonych Jutta Paulus. Jak wykazało śledztwo międzynarodowego portalu „Politico”, przy opiniowaniu przepisów korzystała ona z niedozwolonej pomocy ze strony skrajnie radykalnej amerykańskiej organizacji ekologicznej Clean Air Task Force. W centrum jej zainteresowań jest promocja regulacji uderzających w europejski sektor energetyczny. Organizacja otrzymuje rocznie ok. 20 mln dolarów dotacji i darowizn. Z medialnego śledztwa wynika, że spora część środków może pochodzić, m.in. od niemieckich donatorów.
To jeszcze nie koniec kontrowersji wokół rozporządzenia metanowego.
Planowane przepisy są bardzo restrykcyjne dla unijnych (czyli polskich) producentów węgla, ale wyjątkowo łagodne dla importerów tego surowca. Będą tylko mieli obowiązek składania informacji na temat przestrzegania norm środowiskowych w kraju skąd pochodzi surowiec. Przecież nie da się w stu procentach sprawdzić wiarygodności takich deklaracji, a jeśli węgiel płynie z takich krajów, jak Chiny, Indie czy Kolumbia, to rzetelność jakichkolwiek certyfikatów spada do zera. Jednym słowem, rozporządzenie metanowe nie zamyka unijnej gospodarki przed węglem, lecz blokuje możliwości europejskich producentów tego surowca.
Reasumując - unijna polityka metanowa ma niewiele wspólnego z walką o klimat, lecz jest elementem globalnej bitwy o gospodarcze wpływy. Jedni na tym zarobią, a inni stracą. Szkoda, że w tej drugiej grupie mogą się znaleźć mieszkańcy powiatu bieruńsko-lędzińskiego.
Jerzy Filar
Napisz komentarz
Komentarze