Marek Spyra wiceprzewodniczący Rady Powiatu z Lędzin: W mijającym roku pożegnaliśmy wielu znamienitych lokalnych twórców i miłośników naszej historii. Historii tej najbliższej, otaczającej nas na co dzień. Jednocześnie tej, której już dzisiaj nie widzimy, o której możemy już tylko poczytać. Owszem, wiek XX zachował wiele archiwalnych zdjęć pokazujących jak kiedyś wyglądały Lędziny i Ziemia Pszczyńska, do której historycznie należymy od XVI wieku. Jednak udokumentowana lędzińska historia sięga 1160 roku, kiedy to w dziele Jana Długosza po raz pierwszy pojawia się nazwa miejscowości Lędziny. Z tych czasów nie mamy obrazów, które pomogłyby nam wyobrazić sobie Klimont i jego zbocza w czasach Jana Długosza, Wielkiego Księcia Litewskiego i Króla Polski Władysława II Jagiełły. Dopiero pięć ostatnich wieków, kiedy Ziemią Pszczyńską rządziły rody Promniców, Anhaltów i Hochbergów to czasy lepiej udokumentowane.
Stając dzisiaj na wzgórzu św. Klemensa moje pokolenie pamięta czasy, gdy w kierunku południowym największym budynkiem na horyzoncie była fabryka FSM. Dookoła oprócz kopalń nie było żadnych hal. Osoby urodzone w latach 50-tych i starsze urodzone w latach 30 i 40-tych, pamiętają zapewne tę przestrzeń jeszcze bez FSM. Ale od roku, patrząc w kierunku Zamościa i od kilku lat spoglądając w stronę Bierunia, obraz zdominowany został przez hale magazynowe i produkcyjne nowych centrów logistycznego.
Co zapamiętają nasze dzieci, wnuki i następne pokolenia?
Z tego pytania zrodził się pomysł, którym postanowiłem zarazić żyjących jeszcze lokalnych działaczy i miłośników historii. Tych osób niestety jest coraz mniej. W tym roku odeszli od nas Bogusław Żogała, Rafał Bula, Bernard Szczech, Halina Szabrańska protoplaści życia obywatelskiego propagujący na co dzień idee pro bono i wiedzę o naszym hajmacie.
Przygotowując pierwszy cykl tekstów „Ocalić od zapomnienia” w internecie natknąłem się na zdanie: „Pamiętasz czasy bez komórek, smartfonów i Internetu? Jeśli tak, to jesteś przybyszem z przeszłości. Przyszłość należy do pokolenia Z, które urodziło się już z kontem na Facebooku i Wi-Fi w pępowinie”.
Na jednym z ciekawszych wykładów studiów MBA, na które mimo bycia przybyszem z przeszłości się zapisałem, omawialiśmy kwestie postępu i zmian. Czasu nie da się zatrzymać. Postępu też nie. Możemy się do nich dostosować. Ale czy to powoduje, że mamy zapomnieć? Zmiany w otaczającym nas świecie widzimy już dzisiaj przysłowiowym „gołym okiem”. Tylko kilka ostatnich dekad wywróciło krajobraz Lędzin i naszego powiatu do góry nogami. Najpierw górnictwo, potem wielkie hale logistyczne i produkcyjne. Teraz, gdy rusza budowa drogi S1, ten krajobraz stanie się jeszcze bardziej „inny” i obcy.
Zaprosiłem do współpracy: Mirosława Leszczyka - znanego lokalnego działacza i propagatora kultury, Manfreda Centnera - miłośnika historii i członka parafii ewangelickiej w Hołdunowie, Romualda Kubiciela - dyrektora naszego powiatowego Liceum, historyka i heraldyka, Koło Turystyczno-Historyczne im. Bogusława Żogały prowadzone przez byłego radnego miejskiego, Zdzisława Rudola, księdza Adama Malinę - proboszcza ewangelickiej parafii i autora wielu publikacji o ewangelickiej parafii, bez której nie da się mówić dzisiaj o historii miasta i Hołdunowa, Jerzego Koniecznego - znawcę historii MKS Lędzin oraz kolekcjonera lędzińskich pocztówek z przeszłości.
Mamy nadzieję, że nasze grono się poszerzy o kolejnych miłośników lokalnej historii. My „przybysze z przeszłości”, chcielibyśmy rozpocząć cykl artykułów: „Ocalić od zapomnienia”. Chcemy się skupić na tym, by w prosty i przystępny sposób, w krótkich epizodach wyłuskać rzeczy ciekawe z dostępnych już na rynku lokalnym książek poświęconych naszej lokalnej historii. Opowieści, legendy, historie, czasami banalne, czasami zawierające więcej dat i faktów historycznych, ale te, które przeplatają się z historią Powiatu Bieruńsko-Lędzińskiego i Lędzin.
768 lat temu - kraina bobrów, myśliwych i pszczelarzy.
Castorbius, czyli w mianowniku Castor, bóbr. W jednym z pierwszych historycznych zapisów, dokumentujących istnienie Lędzin, w 1254 roku napisano po łacinie „Ludini cum castoribus, venatione et mellificio”. Tłumacząc wynika z tego, że zamieszkujący ten teren ludzie trudnili się łowiectwem i bartnictwem, czyli hodowlą pszczół i produkcją miodu. Ale co bardziej ciekawe i intrygujące zajmowali się również hodowlą bobrów. To największy ziemno-wodny gryzoń w Eurazji. Wędrując dzisiaj lędzińskimi łąkami i lasami nie znajdziemy praktycznie już prawie nigdzie miejsc, gdzie bobry mogłyby żyć. Jak więc kiedyś wyglądały Lędziny? I czy dlatego przy ulicy Lędzińskiej stoi figura Nepomucena, którą stawiano, m.in. przy ciekach wodnych? Z historycznych zapisów wynika, że wszystko wokół Klimonta stanowiły zabagnione nizinne doliny, opływające wzgórza rzeczułki i lasy. Stojąc dzisiaj na lędzińskim Klimontku potrzeba nie lada wyobraźni, by móc tu zobaczyć zabagnione tereny, lasy i bobry.
105 lat temu - wojna, armaty z dzwonów i piszczałek.
W czasie I Wojny Światowej, 29 czerwca 1917 roku w święto apostołów Piotra i Pawła zdjęto dzwony z kościoła św. Anny w Lędzinach. Zanim je zabrano z wieży, od godziny 3:30 do wieczora swoim dzwonieniem żegnały na zawsze lędzinianin. Nie zabrano natomiast dzwonu z kościoła św. Klemensa. Stało się tak dzięki staraniom ks. Proboszcza Bautzkiego. Zaraz po zdjęciu dzwonów z kościoła św. Anny zdjęto i zabrano też piszczałki organowe z obu kościołów. Wszystko z przeznaczeniem przetopienia na cele wojenne.
Wieki temu - ulica Jagiellońska.
Popularna ostatnio w mediach za sprawą chyba najpiękniejszej ścieżki rowerowej naszego powiatu ulica Jagiellońska nazwana została tak na część dynastii Jagiellonów. Co ciekawe, w czasach Władysława II Jagiełły, sama ulica Jagiellońska, niezależnie jaką formę wówczas miała, leśnej ścieżki czy gruntowej drogi, tak i wieś Lędziny należały do Królestwa Czech, a ówczesna granica Królestwa Polskiego przebiegała od Zatora przez Oświęcim w kierunku Siewierza.
110 lat temu - elektryczność zamiast pary.
Averd Pistorius, dyrektor Książęcych Kopalń Pszczyńskich w Katowicach w dniu 11 marca 1912 r. zwracał się z pismem do Generalnej Dyrekcji w Siedlicach k. Pszczyny, aby na Heinrichsfreudzie (stara kopalnia Piast w Lędzinach) postawić trzy nowe kotły. Zamiast pary zaczęto wtedy powoli wprowadzać do kopalni energię elektryczną. Zapotrzebowanie kopalni w 1913 r. na moc elektryczną wynosiło 100-250 kW. Zakład był zasilany wybudowaną linią wysokiego napięcia z rozdzielni w Kostuchnie.
130 lat temu - furmankami do Austrii!
10 października 1892 roku kopalnie pszczyńskie uzyskały zezwolenie zbytu węgla do Austrii. Odległość z Lędzin do granicy austriackiej zarówno do mostu na Wiśle w Bieruniu Nowym jak i na Przemszy w Małym Chełmie wynosiła 10 km. Przyjęto, że jeśliby kopalnia w Lędzinach została uruchomiona byłaby najbliżej wysuniętą na południe kopalnią powiatu pszczyńskiego, graniczącego z ziemiami należącymi do Austrii (zaboru austriackiego).
cdn.
Foto: Stojąc dzisiaj na lędzińskim Klimontku potrzeba nie lada wyobraźni, by móc tu zobaczyć zabagnione tereny, lasy i bobry...
Napisz komentarz
Komentarze