Zbudowane przez powiat szykany i zwężenia poprawią bezpieczeństwo drogowe na ul. Zawiszy Czarnego, ale na dłuższą metę nie rozwiążą problemu komunikacyjnego tej części Lędzin. Węzeł Olszyce okazał się dla miasta węzłem gordyjskim. Burmistrz Krystyna Wróbel ma ten problem na własne życzenie.
Transparenty na domach, listy interwencyjne kierowane do instytucji, apele w mediach - mieszkańcy ul. Zawiszy Czarnego mają gorącą jesień. Napis z banneru protestacyjnego mówi wszystko: ciężarówkom mówimy kategoryczne NIE.
To, że tak się stanie, było do przewidzenia.
Ta historia ma swój początek w 2008 roku. Ówczesne władze Lędzin podjęły decyzję o utworzeniu terenów przemysłowych. Był to pomysł dobry, ale pod warunkiem, że zostanie zrealizowany z głową. Strefy gospodarcze muszą być przede wszystkim dobrze skomunikowane. Dojazd do nich musi być wygodny dla tirów i nie może utrudniać życia mieszkańcom. Dla lędzińskiej strefy niezbędny był węzeł łączący ul. Zawiszy Czarnego z drogą ekspresową S1. Nie dało się tego zrobić bez przekwalifikowania klasy drogi z gminnej na powiatową. Starostwo wyraziło na to zgodę.
Węzeł Olszyce został ostatecznie oddany do użytku pod koniec 2018 roku.
Teoretycznie władze Lędzin zrobiły coś dobrego, ale - niestety - nie przemyślały konsekwencji swoich decyzji. Przecież było jasne, że nowy węzeł udrożni nie tylko dojazd do terenów przemysłowych, ale otworzy także komunikacyjne „okno” na powiat. I tak się stało. W miarę spokojna dotychczas ul. Zawiszy Czarnego stała się ruchliwą arterią, gdzie głównym utrapieniem stały się sznury samochodów ciężarowych. I teraz jest problem. Mieszkańcy interweniują do wszelkich możliwych instytucji, a burmistrz Wróbel usiłuje nieudolnie przerzucić odpowiedzialność za ten bałagan na władze powiatu. Starosta - choć nie musiał - wybudował nawet szykany i zwężenie na ul. Zawiszy Czarnego. To jednak tylko załagodzi, ale nie rozwiąże problemu.
Gehennę mieszkańców może zakończyć jedynie łącznik między ulicami Pokoju i Zawiszy Czarnego.
Aby zrozumieć, dlaczego miasto tego dotychczas nie zrobiło, należy się cofnąć o dwa lata. Pod koniec 2020 r. burmistrz Krystyna Wróbel ogłosiła dosyć kuriozalną ankietę, w której mieszkańcy mieli wybrać jakiej inwestycji drogowej chcą w mieście. Pierwsza propozycja dotyczyła miejskiej obwodnicy z tunelem pod linią kolejową. Pytanie było z gatunku science fiction, bo koszt takiej inwestycji wyniósłby prawie 150 mln zł i nikt Lędzinom nie dałby takich pieniędzy. Druga punkt mówił o połączeniu węzła Olszyce z projektowaną obwodnicą. To też czysta fantazja, ponieważ nie wskazano źródeł finansowania. Burmistrz Wróbel najbardziej chyba zależało na trzeciej propozycji, bo miasto złożyło w tej sprawie wniosek o dofinansowanie zewnętrzne. Chodziło o budowę łącznika drogowego między ul. Lędzińską i Pokoju. Nie zgodzili się na to mieszkańcy. Nowa droga przecięłaby osiedle Centrum i na zawsze zamknęłaby marzenia o zbudowaniu w tej okolicy centrum miasta z prawdziwego zdarzenia, którego Lędziny nie mają.
Ostatnio pojawiła się kolejna szansa na zewnętrzne pieniądze.
Rząd uruchamia kolejne transze inwestycyjne dla samorządów. Można różnie oceniać politykę obecnej ekipy u władzy, ale wiele gmin korzysta z tych programów. Najłatwiej dostać pieniądze właśnie na drogi. Dlaczego Lędziny nie starają się o pieniądze na budowę łącznika między ulicami Zawiszy Czarnego i Pokoju? Bo nie ma planu zagospodarowania tej części miasta, a to jest warunek, aby sięgnąć po zewnętrzne dotacje. Ręce opadają.
Napisz komentarz
Komentarze