Hyuyndai i30 ma już 13 lat, ale plan był zupełnie inny. - Kupiłem go jako mało używany, roczny z niedużym przebiegiem. Zakładałem, że po 5-6 latach wymienię auto na nowsze – mówi pan Michał, ale z zakupem zwlekał. - Potem przyszła pandemia i samochody podrożały. To zatrzymało plany – przyznaje.
Pochód podwyżek
Auta zaczęły mocno drożeć właśnie w szczycie szalejącego koronawirusa. Azjatyckie fabryki podzespołów stanęły, wstrzymały pracę. Przez to europejscy producenci nie mogli realizować na czas zamówień z salonów. Na nowy samochód trzeba było czekać nawet rok. Ceny poszły w górę. A skoro nowe pojazdy drożały, to momentalnie skoczyły ceny używanych. Bo ludzie, którzy nie mogli kupić auta w salonie, zaczęli szturmować komisy.
- Do dziś żałuję, że w porę nie wymieniłem samochodu. Teraz, przy tych cenach, nie ma na to szans. Trzeba mieć przynajmniej 80 tys. zł i to na małe auto w dobrym stanie i średnim przebiegiem – narzeka pan Michał.
Kolejne podwyżki
Dla każdego, kto myśli o nowym samochodzie mamy złe wieści. W 2025 roku będzie jeszcze drożej.
- Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia już kilkukrotnie. Wraz ze wzrostem cen nowych samochodów, i nie ma znaczenia, jaki jest tego powód (czy jest to wzrost spowodowany przepisami prawa, niedostępnością produkcji, restrykcjami CO2, czy inflacją) cena używanych i prawie nowych samochodów odpowiednio rośnie. Im starszy pojazd, tym w mniejszym stopniu przekłada się wzrost cen – wyjaśnia serwisowi autokult.pl Karolina Topolova prezeska Aures Holdings, operatora sieci AAA Auto.
Aleksander Mazan, dyrektor ds. partnerstw strategicznych w Superauto.pl ocenia sytuację trochę inaczej. Tłumaczy, że przez to, że na rynku jest dużo chińskich aut (także używanych) a ich ceny są atrakcyjne, to nie wszędzie będzie widać podwyżki. - Mając powyższe na uwadze oraz fakt, że na rynku wtórnym mamy bardzo szeroki wybór samochodów używanych, a popyt nie rośnie, uważam, że nie należy spodziewać się wzrostu cen samochodów używanych – komentuje.
Dlaczego będzie drożej?
Trzeba jednak się pogodzić z myślą, że za samochód trzeba będzie zapłacić więcej. Pytanie brzmi: dlaczego? To przez wchodzące 1 stycznia 2025 r. nowe przepisy unijne. To tzw. regulacja CAFE. Zgodnie z nią producenci aut będą karani za zbyt wysoką emisję spalin przez pojazdy. To 95 euro netto za każdy gram dwutlenku węgla liczone od egzemplarza sprzedanego auta.
- Od 2025 r. będzie obowiązywał limit 93,6 g/km, ale według procedury pomiarowej WLTP. Nowa procedura została wprowadzona w 2021 r. i zastąpiła NEDC, by pomiary homologacyjne były jak najbardziej zbliżone do rzeczywistych warunków użytkowania samochodu. Tym samym zmieniły się też limity i to znacznie, bo nagle wystarczyło spełnić limit 118 g CO2/km WLTP, który odpowiada 95 g CO2 w normie NEDC. Od 2025 r. producenci musieliby jednak "zjechać" aż o ponad 24 g CO2/km, by nie płacić kar, a to nie jest możliwe, albo bardzo kosztowne – przypomina autoswiat.pl i wylicza, że normy są tak ostre, że firmy motoryzacyjne starają się im sprostać, ale „nie ma możliwości, by producenci zdążyli obniżyć swoją emisyjność na czas”.
Jest jeszcze jeden problem. Obecnie nikt nie jest w stanie powiedzieć jasno, jak duże mają nadejść podwyżki. Producenci muszą skalkulować możliwe kary, swoją marże a także finalną cenę auta, która nie może być za wysoka, bo takiego pojazdu po prostu nikt nie kupi.