W majowym wydaniu gazety pisaliśmy o sprawie sądowej, do której doszło na wskutek błędnej interpretacji prawa pracy przez Krystynę Wróbel, poprzednią burmistrz Lędzin. W wyniku prawomocnego wyroku Urząd Miasta musiał zapłacić bezprawnie zwolnionemu pracownikowi około 200 tysięcy złotych. Proces trwał kilka lat. Wydrenował spore pieniądze z kieszeni lędzińskich podatników, a dodatkowo absorbował uwagę wielu urzędników, zaangażowanych w ten spór sądowy. Artykuł nazwaliśmy „Trup w każdej szafie” i jak się okazało był to wyjątkowo trafny tytuł.
Marcin Majer, nowy,31-letni burmistrz Lędzin otworzył kolejną szafę i wypadła z niej jeszcze bardziej kuriozalna „afera”.
O ile przegrane procesy z bezprawnie zwalnianymi pracownikami zdarzają się w samorządach, tak sytuacja związana z Przedsiębiorstwem Gospodarki Komunalnej „Partner” jest jednorazowa i zapewne zainteresuje ogólnopolskie media. Lędziny są chyba jedynym miastem w Polsce, gdzie gminna spółka wytoczyła proces... gminie. „Partner” pozwał miasto o zapłatę odszkodowania za odprowadzanie wód opadowych i roztopowych z dróg gminnych. Roszczenia spółki wobec właściciela opiewają na kwotę ponad miliona złotych. To nie wszystko. Bernard Pustelnik, były prezes „Partnera” w imieniu reprezentowanej przez siebie spółki pozwał również powiat bieruńsko-lędziński o zapłatę analogicznych roszczeń jak w przypadku Lędzin.
Jak w ogóle mogło dojść do takiej sytuacji?
Gmina ma podpisaną umowę ze spółką na świadczenie usług odprowadzania wód opadowych i roztopowych z dróg. Tymczasem powiat takiej umowy nie zawarł. Ten szczegół stanowił istotny argument dla sądu przy uwzględnieniu powództwa przeciwko Lędzinom. Sąd mógł uznać, że gmina podpisując umowę na deszczówkę przyznała się do tego, iż pieniądze spółce się należą. Roszczenia wobec powiatu też są duże, jednak wygrana „Partnera” jest zdecydowanie mniej oczywista.
Nietrudno się domyśleć, że prowadzenie takich procesów wiąże się z dużymi wydatkami, co ma oczywiście wpływ na koszty usług świadczonych przez spółkę. Opłaty sądowe, wynagrodzenia prawników, opinie biegłych, to wszystko kosztuje i obciąża spółkę, a w konsekwencji jej właściciela, czyli gminę, która finalnie będzie musiała za to wszystko zapłacić. Samorządy utrzymują się głównie z podatków mieszkańców, co oznacza, że ostatecznym „sponsorem” tych sądowych przepychanek będą sami lędzinianie.
Oczywiście, można było uniknąć tego zamieszania. Wystarczyło, aby poprzednie władze miasta nie podpisywały niekorzystnej umowy z własną spółką.
Pomijając już zasadność roszczeń „Partnera”, pójście na drogę sądową było najgorszym z możliwych rozwiązań tego problemu. Chodzi nie tylko o koszty procesowe. Na tym kuriozalnym procesie wizerunkowe straty poniesie spółka, ale przede wszystkim Lędziny. Tym bardziej, że ten problem można było rozwiązać inaczej, między innymi poprzez podwyższenie kapitału zakładowego spółki.
Nowy burmistrz miasta i nowy prezes „Partnera” mają nie lada orzech do zgryzienia. Będziemy wracać do tej sprawy.
Jerzy Filar
Napisz komentarz
Komentarze