Kilkadziesiąt lat temu, ludzie byli nieco pobożniejsi. W Środę Popielcową tłumnie podążali do kościoła, by oficjalnie rozpocząć okres refleksji i zadumy zwany Wielkim Postem. Nie było mowy o jedzeniu mięsa, ani nawet słodyczy. W wielu domach nie włączało się wtedy telewizora, nie słuchało muzyki… Rodzice czekali, aż dzieci wrócą ze szkoły do domu, by wspólnie pójść na mszę świętą. Choć trzeba przyznać, że od niektórych ludzi zionęło trochę alkoholem, bo dzień wcześniej był przecież tzw. śledzik. Mocno zakrapiany zresztą.
W latach 90-tych nastała moda na Walentynki – święto zakochanych. Od tej pory z roku na rok 14 lutego coraz trudniej o wolne miejsce w restauracjach. Wszyscy się bawią, chodzą z serduszkami, dają sobie prezenty. Bez znaczenia, czy się kochają, czy tylko lubią. Obecnie Walentynki przypominają raczej dzień wzajemnej sympatii okazywanej na różne, oryginalne sposoby.
A w tym roku, nie chce być inaczej. Środa Popielcowa i Walentynki spotkały się razem. Zastanawiam się, co zwycięży: chęć zabawienia się i moda, czy wiara i tradycja. Gdzie będzie więcej ludzi: w knajpkach, czy kościołach? A może niektórzy posypią głowy popiołem, a później pójdą na pizzę i piwo?
Liliana Laske - Mikuśkiewicz
Napisz komentarz
Komentarze