Rozmowa z Marcinem Majerem, kandydatem na burmistrza Lędzin.
- Aby ta rozmowa miała sens proszę potwierdzić, czy będzie pan kandydował na burmistrza Lędzin?
- Tak.
- W takim razie proszę coś opowiedzieć o sobie.
- Mam 31 lat, jestem radnym powiatu bieruńsko-lędzińskiego i przewodniczącym komisji rewizyjnej. Z zawodu jestem inżynierem logistyki, mam dyplom MBA z zarządzania, pracuję na kierowniczym stanowisku w firmie Maspex. Jestem szczęśliwym mężem i ojcem półtorarocznej córeczki. Społecznie działam w MKS Lędziny, gdzie staram się koordynować szkolenie młodzieży i ciągle gram w piłkę.
- Dlaczego warto postawić na Marcina Majera?
- Bo jako grupa samorządowców i działaczy społecznych, z którą idę do wyborów, zbudowaliśmy program, który chcemy wspólnie realizować. Boleję nad tym, jak upada prestiż i znaczenie naszego miasta. Jak marnowany jest potencjał i zaangażowanie setek społeczników i lokalnych działaczy, którym - podobnie jak mnie - zależy na ich małej ojczyźnie. Od pięciu lat jestem radnym powiatu bieruńsko-lędzińskiego i widzę jak wielka jest różnica między urzędniczymi standardami powiatowymi a lędzińskimi. W dodatku Lędziny nie chcą współpracować z powiatem, a tracą na tym mieszkańcy.
Ostatnim przykładem może być ulica Zawiszy Czarnego, gdzie najpierw my w powiecie zaprojektowaliśmy chodnik prowadzący aż do wiaduktu nad S1, po czym dowiedzieliśmy się o zmianie miejskiej koncepcji i planach budowy ronda w tym miejscu. To wszystko powoduje, iż władze powiatu z dystansem podchodzą do inwestycji w Lędzinach. Dlatego jednym z moich priorytetów byłaby poprawa współpracy między miastem Lędziny a powiatem bieruńsko-lędzińskim, tak jak to się dzieje w Imielinie, czy Bieruniu.
- To chyba nie jest jedyny problem Lędzin?
- Lędziny mają ogromne problemy infrastrukturalne i rozwojowe, czego dowodem jest 123 miejsce na 125 samorządów sklasyfikowanych w tegorocznym rankingu gmin województwa śląskiego. To nie jest przejściowa zadyszka, ale systemowa zapaść. Ten wielki problem przekłada się na życiowe uciążliwości, których doświadczają mieszkańcy. Jako lędzinianin od urodzenia, mógłbym wymieniać ich wiele, jednak staram się zawsze budować opinie, na bazie tego co przekazują mi inni mieszkańcy. A chcą oni zaprowadzać swoje pociechy do żłobków i szkół, w których nie brakuje papieru toaletowego czy innych środków higieny. Chcę, aby drogi były odśnieżane na czas! A latem żeby dzieci nie musiały bawić się na placach zabaw zarośniętych po pas krzakami... Chcę, żeby dzieci i młodzież mogły uprawiać sporty, rozwijać swoje umiejętności, ćwiczyć taniec czy boks w Lędzinach, w normalnych warunkach.
-To przecież nic nadzwyczajnego...
- Wręcz przeciwnie, w Lędzinach wiele podstawowych potrzeb mieszkańców zostało zaniedbanych. Mieszkańcy wiele razy zwracali mi uwagę również na ofertę kulturalną w mieście, a raczej jej brak. Wiele cennych inicjatyw nie dostaje odpowiedniego wsparcia. Wiele straciliśmy przez ostatnie lata zaniedbując stowarzyszenia kulturalne. Mam wrażenie, że miejski ośrodek też nie do końca wykorzystuje swój potencjał. Lędzińskiej społeczności brakuje oferty kulturalnej na dobrym poziomie. Letnie festyny organizowane z programu przeciwdziałania problemom alkoholowym nie cieszą się zbyt wielkim zainteresowaniem. Szkoda, że zrezygnowano z Dni Miasta, które kiedyś były wielką imprezą przyciągającą tysiące osób, z całego powiatu. Chciałbym wrócić do tej formy promocji Lędzin. Miasto zdecydowanie musi poprawić relacje z ludźmi kultury i stowarzyszeniami. Jednym z przykładów braku takiej współpracy jest fakt, iż nie istnieje już znany nam wszystkim zespół Lędzinianie, a na XXV jubileuszu istnienia zespołu Kameralistów nie pojawił się żaden przedstawiciel lędzińskich władz, to smutne. Gdyby nie powiat, który w ramach własnej imprezy, jaką jest Jesień Organowa zorganizował koncert połączony z jubileuszem Kameralistów w Imielinie, w Lędzinach nikt by chyba nawet o nim nie wiedział!
- To wszystko tylko problemy, które można rozwiązać kilkoma decyzjami. Wcześniej wspomniał pan o poważniejszych zagrożeniach, strukturalnych i rozwojowych. Ma pan jakiś pomysł?
- Rozwój miasta to kluczowy punkt mojego programu - chciałbym postawić przede wszystkim na jego dwa kierunki. Po pierwsze, gospodarka mieszkaniowa. Lędziny muszą przygotować odpowiednie plany zagospodarowania przestrzennego uwzględniające potrzeby mieszkańców. W Lędzinach potrzebujemy nowych mieszkań w dobrym standardzie. Młodzi szukając miejsca do życia, często wybierają sąsiednie miasta znajdując tam lepszą ofertę mieszkalno-społeczną. Po drugie - rozwój przedsiębiorczości. Nasz powiat ma jeden z najniższych poziomów bezrobocia w Polsce, ale w Lędzinach nie potrafimy wykorzystać tego atutu. Miasto musi stworzyć przedsiębiorcom dobre warunki do rozwoju, bo to oni budują naszą, lokalną gospodarkę. Tymczasem w maju tego roku miasto zorganizowało spotkanie dla przedsiębiorców z przedstawicielami instytucji zewnętrznej, jednak zaproszenia zostały wysłane tak późno, że na spotkanie nie przyszedł żaden lędziński przedsiębiorca! Wiadomo, że dziś największym pracodawcą w naszym mieście jest kopalnia Ziemowit. I oby tak było jak najdłużej. Jednak w perspektywie czasu należy zadbać, aby płynnie przejść proces transformacji energetyczno-gospodarczej. Lędziński rynek pracy powinien zagospodarować lokalny biznes, który płaci podatki w Polsce, a nie za granicą.
- Jak chce pan poprawić opinię mieszkańców na temat Urzędu Miasta jako instytucji?
- Przede wszystkim chciałbym, aby Urząd stał się ,,otwarty” dla mieszkańców. Dziś wiele osób zwraca uwagę, iż załatwianie codziennych spraw urzędowych sprawia wiele kłopotów, a oczekiwanie na dokumenty często się przeciąga. Pierwszą moją decyzją byłoby otwarcie drzwi głównych Urzędu Miasta, które od czasów Covid-19 do dziś pozostają zamknięte. Poza tym zakazy wstępu, które pojawiły się w urzędzie. Jest to sytuacja niedopuszczalna. Magistrat jest własnością mieszkańców, a więc powinni się oni czuć tam jak u siebie, a nie wchodzić bocznymi drzwiami, mijając strażników miejskich.
Rozmawiał Jerzy Filar
Napisz komentarz
Komentarze