W kopalnianej wodzie pływają karpie, amury, karasie, płotki, szczupaki, a nawet pstrągi czy sumy. Zimują tam łabędzie i kaczki, przy zbiorniku kumkają żaby, widziano wydry, bobry, a nawet żółwie i… raki. - Sam złapałem kilka raków, po brzegu chodzą, a jeśli raki tu są, to najlepszy dowód, że woda jest bardzo dobrej jakości – podkreśla prezes Koła Polskiego Związku Wędkarskiego przy kopalni Ziemowit Wojciech Geler.
Kopalnia oddała osadnik do użytku w 1970 roku. Jego wymiary to ponad 44 tysiące metrów kwadratowych lustra wody, a pojemność to ponad 95 tysięcy metrów sześciennych. – Osadnik zasilany jest wodami słodkimi poprzez odwadnianie dołu kopalni z poziomu 147 metrów. Służy do mechanicznego oczyszczania wód dołowych słodkich z zawiesiny poprzez sedymentację naturalną, czyli osadzanie zawiesiny. Oczyszczone wody są odprowadzane do potoku Ławeckiego, który jest dopływem Wisły, zgodnie z pozwoleniem wodno-prawnym - wyjaśnia kierowniczka Działu Ochrony Środowiska Kopalni Piast-Ziemowit Izabela Herman.
Kopalnia dba o stan techniczny obiektu. -To jest obiekt przemysłowy i wymaga regularnych przeglądów. Sprawdzamy stan grobli, mnichów, studni, by nie doszło do jakiegokolwiek wycieku. W zależności od potrzeb regulujemy także poziom wody w betonowych studniach przekręcając odpowiednio zasuwy. Jest to zbiornik retencyjny - tłumaczy kierownik Przeróbki Mechanicznej Ruchu Ziemowit Loen Stefanides.
Szczupaki, żółwie i raki
Z obiektu korzystają wędkarze z lokalnego Koła Polskiego Związku Wędkarskiego. Na podstawie zawartych umów z kopalnią, Koło PZW regularnie zarybia zbiornik, a jego członkowie dbają o otoczenie zbiornika. To oni posadzili drzewa, które teraz mają już po kilka metrów. Zbierają gałęzie. To oni ustawili ławki, koszą trawę, regulują zarośla. Organizują zawody, pikniki rodzinne, spotykają się i zachwalają to miejsce:
- Szczupaki skaczą tu jak delfiny – opowiada pan Bronisław. Tłumaczy, że lubi relaksować się w tym miejscu na emeryturze, wcześniej pracował jako górnik dołowy. W gablocie, która ozdabia drewniany domek lokalnego Koła Polskiego Związku Wędkarskiego pokazuje swoje zdjęcie z wielkim sumem, którego złowił. – Miał ponad metr i ważył 10 kg, a szczupaka to złowiłem kiedyś 5 kg, który miał 85 cm. Ale nieistotne czy ryba bierze, czy nie bierze, fajnie tak posiedzieć nad wodą – dodaje pan Bronek.
- Raz do roku wpuszczamy do zbiornika 2 tony ryb. Wszystko można złowić, ale liczy się talent umiejętności i szczęście – wyjaśnia przedstawiciel Koła Dawid Bielecki.
-Woda jest czysta i można tu naprawdę ciekawe okazy złowić. Udało mi się kiedyś złowić 9 kg karpia. Jeżdżę też w inne miejsca łowić, ale to jest wyjątkowe, Nie znajdziemy podobnego w pobliżu. To jest zasługa kopalni, zarządu PKW i samych wędkarzy, którzy dbają o czystość i porządek - uważa jeden z wędkarzy Bogdan Kotas.
Ale nie tylko ryby tu można złapać. - W zawodach, które kiedyś organizowała kopalnia Ziemowit, udało się złowić 2 żółwie. Jeden z nich miał 7 kg. Nieraz widać jak wychylają głowy ponad wodę– dodaje Wojciech Geler. Jego zdaniem, żółwie obok raków, to kolejny dowód na czystość wody. - Innych zbiorników wokół dużo, ale gdy rybę się w nich złowi, to z powodu zanieczyszczeń jest niejadalna. A tutaj zdarza się czasami nawet pić tę wodę - zdradza Tadeusz Więckowski.
Jakość wody sprawdzają eksperci
Przedstawiciele kopalni Piast - ZIemowit tłumaczą, że woda badana jest 2 razy w miesiącu przez akredytowane laboratorium i jakiekolwiek przekroczenie norm byłoby od razu wykryte. Nic takiego jednak się nie dzieje, ponieważ wody słodkie z Ruchu Ziemowit są naprawdę bardzo dobrej jakości i mają parametry nawet wody pitnej. Izabela Herman przypomina przypomina, że słodką wodę czerpaną z głębokości 400 metrów z kopalni Ziemowit po uzdatnieniu piją mieszkańcy i górnicy z ruchu Ziemowit. Jest ona wysoko zmineralizowana i ma lepszą jakość od niektórych marek dostępnych na rynku. Woda trafia też do części mieszkańców Lędzin.
Członkowie Koła Polskiego Związku Wędkarskiego przy kopalni Ziemowit to w większości emerytowani górnicy. Niektórzy wspominają, że kiedyś pili wodę prosto z ociosu. - Na dole w kopalni 30 lat temu były takie blachy w ociosie, woda kapała, a w pobliżu stały kubki i każdy kto chciał, to sobie mógł nalać i napić. I tak się wodę wtedy piło, słodziutka była, bez niczego i nic nikomu nie zaszkodziła – zaznacza Wojciech Geler.
Tekst i zdjęcia PGG. S.A./Daria Klimza
Napisz komentarz
Komentarze